2 gru 2012

Andrzejkowe kuchmarzenie

Dopiero w niedzielny wieczór znalazłam chwilę wolnego czasu na opisanie  moich wróżebnych, andrzejkowych eksperymentów, do których zainspirował mnie Internet oraz książka "Karty Uzdrawiającej Mocy" napisana przez Jamie Sams'a i Davida Carson'a.

A to wszystko działo się w czwartkową noc, gdy znalazłam w Internecie przepis na chińskie ciasteczka z wróżbami.  Zaczęłam „kuchmarzyć”, czyli więcej marzyć niż gotować.  Przyznam ze skruchą, że marny ze mnie kucharz, mam zbyt mało cierpliwości i nieustannie kusi mnie, żeby wszelkie przepisy udoskonalać. Wynikiem tych moich prób i błędów są  różne „przypalanki”, „niedosolanki”, „utwardzanki” i inne efekty uboczne, przyjmowane bez entuzjazmu przez moich domowników. Jedynym, wiernym  towarzyszem moim eksperymentów, zawsze gotowym do degustacji,  jest mój pies, który i tym razem czekał cierpliwie na ciasteczka. Może chciał dowiedzieć się jaka czeka go przyszłość?

Tak więc, siedzę sobie w kuchni, wypisuje na kartkach wróżby, typu: „dziś Twój szczęśliwy dzień”, „ktoś Cię kocha”, „nie martw się , już niedługo wakacje”, „odwiedzi Cię przyjaciel”, „czeka na Ciebie niespodzianka” i wiele innych tekstów utrzymanych w pozytywnym tonie, tak  żeby dzieci, dla których przeznaczonych jest większość moich wypieków, dostały niewielki zastrzyk optymizmu i z uśmiechem popatrzyły w przyszłość.

Gdy karteczki z wróżbami były gotowe, przystąpiłam do przygotowania ciasta, które oczywiście nieco zmodyfikowałam, bo przecież robienie wszystkiego z godnie z przepisem nudne jest nieco.  Z ułańską fantazją, sypnęłam cynamonem, o którym nie było mowy w przepisie, ale jak szaleć to szaleć. Hmmm…. zapachniało pięknie w całej kuchni, ten cynamon wydaje się dobrym wyborem, choć ciasto..., nieco pociemniało….. Ciekawe jak będzie smakować?

Okazało się, że robienie chińskich ciasteczek przypomina lepienie pierogów, co jest zaletą tego eksperymentu, bo już kiedyś przeszłam test pierogowy. Zmęczona tymi zabiegami kulinarnymi, gdy ciasteczka grzecznie czekały w piekarniku, zabrałam się za czytanie książki o szamańskich kartach.




Gdy przeczytałam, że zadaniem kart przedstawiających wizerunki 52 zwierzaków, jest uzdrowienie ludzkiej duszy i ciała, stwierdziłam, że też chcę być uzdrowiona. Poza tym bliskie mojemu sercu są zwierzęta personifikujące cechy ludzkie, tym bardziej, że czuję ukrytego w sobie dzikiego zwierzaka.
Postanowiłam więc zrobić takie karty, a podczas wróżenia skorzystać z interpretacji zamieszczonej w książce. Przygotowałam prostokąty, przypominające rozmiar kart i zapisałam na każdym nazwę zwierzaka i numer przyporządkowany postaci wg. książkowego opisu. Odwróciłam je do góry nogami i wybrałam pierwszą kartę, która miała przedstawiać moją teraźniejszość, a potem drugą wskazującą moją najbliższą przyszłość. 

A oto wyniki moich wróżebnych eksperymentów:
Jeleń (nr 15) był moim pierwszym wyborem i jednocześnie symbolem wytrwałości. Ten któremu została udziela jego moc, zawsze osiąga cel, nawet jeśli droga do nie go jest długa i skomplikowana. Radzi sobie w trudnych sytuacjach i  potrafi umiejętnie zagospodarować swoją energię. Idzie do przodu lub zatrzymuje się, w zależności od sytuacji.
Jeleń radzi, żeby rozwijać kontakty towarzyskie, budować pozbawione zazdrości i niechęci relacje oraz umiejętnie podtrzymywać związki partnerskie. Przestrzega przed nerwowym trybem życia i wypaleniem.

Aligator (nr 2) był moim drugim wyborem związanym z przyszłością. Umożliwia zrozumieć i doceniać różne przejawy życia. Daje wskazówki, jak walczyć z przeciwnościami, by nie ponieść porażki. Jeśli ktoś posiada moc aligatora jest cierpliwy, powstrzymuje się od gniewu i wydawania osądów. Przeprowadza dokładną analizę i dystansuje się wobec trudnych sytuacji, budując jednocześnie zgodne relacje z innymi ludźmi. Radość i smutek jest dla niego źródłem życiowej nauki.
Aligator podpowiada, żeby przed działaniem przeanalizować wszelkie możliwości, zarówno te związane ze stratą jak i zyskiem.  Radzi zachować dobry humor, nawet w trudnych sytuacjach.

Hmmm… lubię jelenie, zwłaszcza ich umiejętność radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach. Z aligatorami trochę gorzej, bo wydają się bardziej krwiożercze. A jednak, walka z przeciwnościami losu i nie wpadanie w panikę, zwłaszcza wtedy, gdy przypalam ciasteczka, bardzo mi odpowiadało. Bo w całej kuchni zapachniało zwęglonymi wypiekami i musiałam szybko zadziałać, aby uratować sytuacje.

Jak widzicie „kuchmarzyłam” i marzyłam zarazem, w tę magiczną andrzejkową noc, zapominając o otaczającym mnie świecie.
Joanna Święcicka-Łyszczarz z Kobiecych Pasji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz